Giro d’Italia to wyścig, którego nie da się jednoznacznie zdefiniować. Z kart historii

Giro d’Italia to wyścig, którego nie da się jednoznacznie zdefiniować. W światowej hierarchii uznawany jest za numer dwa, ustępując Tour de France, lecz wygłoszenie takiego zdania na Półwyspie Apenińskim byłoby prawdziwą herezją.

We Włoszech Giro to bowiem nie tylko wyścig. To święto, nierozłącznie związane z początkami kraju, jaki znamy obecnie i będące istotnym elementem tamtejszej tożsamości narodowej. Triumf w nim daje nieśmiertelną sławę, a pojedynki toczone na jego trasach przechodzą do historii. Jest kochany także przez „zwykłych” kibiców, głównie za nieprzewidywalność, swego rodzaju „dzikość” i aurę tajemnicy, która momentami go otacza. Pewne jest jedno – nie można obok niego przejść obojętnie.

Jego początek przypada na rok 1908, kiedy to Tullo Morgagni, dziennikarz „La Gazzetta dello Sport” zaproponował zorganizowanie wyścigu dookoła Włoch właścicielowi gazety, Emilio Costamagniemu. Ten, mimo pierwotnych obaw i kłopotów finansowych przystał na propozycję, tworząc w ten sposób historię. Pierwsza edycja odbyła się niespełna rok później, w maju 1909 roku i nie przypominała raczej wyścigu, jaki znamy obecnie. Kolarze, startujący bez podziału na zespoły, walczyć mieli na podzielonej na osiem etapów, o łącznej długości niemal 2500 kilometrów trasie. Oznaczało to, że każdego dnia zawodnicy mieli do przejechania średnio ponad trzysta kilometrów w zmiennych warunkach pogodowych, zdani tylko na siebie. Trudy rywalizacji wynagradzały jednak sowite nagrody. Każdy zawodnik za sam start otrzymywał trzysta lirów, co było kwotą wystarczającą do utrzymania rodziny nawet przez rok. Zwycięzca z kolei liczyć mógł na nagrodę w wysokości ponad pięciu tysięcy lirów – kwotę dla przeciętnego Włocha wręcz zawrotną. To sprawiło, że chętnych nie zabrakło.

Pierwszym zwycięzcą okazał się Luigi Ganna – w przeszłości kamieniarz, który by pracować, dziennie pokonywał na rowerze sto kilometrów. W momencie startu pierwszej edycji Giro był już co prawda zawodowcem – miał na koncie między innymi piąte miejsce wywalczone w Tour de France – lecz jego przeszłość i pochodzenie z niższych warstw społecznych sprawiły, że stał się pierwszym bożyszczem tłumów. Po nim byli kolejni – Carlo Galetti czy Alfredo Binda, ale ich sławę wkrótce przyćmiło duo wspominane do dziś – Fausto Coppi i Gino Bartali.

 

Więcej czytaj: TUTAJ.

Post Author: ola