W 32 miejscowościach we włoskiej Ligurii rozwinięto na chodnikach, miejskich placach oraz trasach spacerowych czerwone dywany. Chodzi o to, by turyści poczuli się jak gwiazdy – tak tę inicjatywę tłumaczą władze regionalne. Wywołała ona polemikę.
W masowo odwiedzanych przez turystów miasteczkach na Riwierze Liguryjskiej w szczycie sezonu letniego ścieżki spacerowe, nadmorskie promenady i wąskie uliczki historycznych centrów, pełnych zabytków pokryto setkami metrów czerwonego dywanu.
Z inicjatywą takiego sposobu powitania gości wystąpiły władze regionu, którymi kieruje Giovanni Toti, polityk prawicy i doradca byłego premiera, lidera partii Forza Italia Silvio Berlusconiego.
Pomysł ze zdumieniem przyjęli lokalni politycy z opozycji i przedstawiciele urzędów konserwacji zabytków, a turyści reagują zarówno z entuzjazmem, jak i dezaprobatą. W wypowiedziach dla mediów jedni przybysze chwalą tę dekorację, a inni krytykują jako niepotrzebną i kiczowatą.
Największa polemika wybuchła wokół uroczystego dywanu w Portovenere, jednej z najpiękniejszych miejscowości w tej części kraju, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tam w centrum dywan został przybity do starej, objętej ochroną kostki brukowej. Interweniował urząd nadzoru nad zabytkami, który zażądał wyjaśnień, bo nie został uprzedzony o tych planach. Dlatego nie wyklucza się, że dywan zostanie usunięty.
Protesty budzą też koszty realizacji tej inicjatywy. Szef władz powiedział, że wydatki z kasy regionu nie przekroczą łącznie 60 tysięcy euro. Częściowo musiały je pokryć poszczególne gminy, dlatego niektóre odmówiły w tym udziału.
Giovanni Toti podkreśla zaś, że to „marketing terytorialny”, mający na celu promocję turystyki. Jego zdaniem turyści, którzy poczują się jak gwiazdy filmowe właśnie dzięki takiemu nadzwyczajnemu traktowaniu, dostrzegą i docenią piękno odwiedzanych miejsc.
Przeciwnicy czerwonych chodników pytają zaś w mediach, czy tak właśnie należy promować turystykę.
Z Rzymu Sylwia Wysocka
sw/ mars/
źródło: TUTAJ